Szukaj na tym blogu

czwartek, 27 stycznia 2011

Mamma Mia. Karmelicka 14. Kurcze, dobrze, no naprawdę dobrze.

Na początku Karmelickiej jest po lewej pod numerem 14 włoska knajpa. Mamma mia.

I co tu dużo pisać - jest to najlepsza jaką znamy włoska knajpa w tym mieście.

Większość potraw nie odstaje od tego co możemy zjeść na włoskiej prowincji.

Link do menu.

Moim ulubionym testem włoskich restauracji jest Carbonara. To pozornie banalne danie zazwyczaj w 3 sekundy obnaża braki pseudo-włoskich lokali.

Jaki jest skład prawdziwej Carbonary? Ano makaron, jajo, ser typu parmezan, włoski boczek i przyprawy (oliwa, sól, pieprz). Kropka.

ŻADNEJ ŚMIETANY ! ! ! ! !

Jak widać do Carbonary mam dość emocjonalny stosunek.

Dlaczego to dobry test? Ano bo po pierwsze parmezan jest drogi (oszczędności), a po drugie po zmieszaniu składników trzeba idealnie trafić z temperaturą makaronu i ilością sosu, tak aby tenże osiągnął kremową konsystencję - nie ściął się na jajecznicę i nie pozostał płynny. Idąc na łatwiznę 95% knajp dodaje dla zagęszczenia śmietany, a kto wie czy nie mąki. Ostatnia sprawa to boczek. Otóż nie, polski boczek nie smakuje tak samo jak włoski. No sorry, nie, po prostu nie.

W Mamma Mia Carbonara jest taka jak należy. 

Weźmy parę innych przykładów:


Insalata di carciofi. Naprawdę zawiera serca karczochów. Nie jakieś ogryzki, liście i inne badziewie, ale serca karczochów. Drogie serca karczochów. I jest ich nawet powiedziałbym za dużo. Mam nadzieję, że władze Mamma mia tego nie przeczytają. Do tego zjawiskowe grzanki z kozim serem. Nie lubię koziego sera. Lubię te grzanki. Dziwne...


Gnocchi verdi ai formaggi. Czyli gnocchi szpinakowe w sosie serowym posypane orzechami. Brzmi orgiastycznie i takież jest.


Tagliatelle con pollo e pere. Makaron w delikatnym sosie curry z kurczakiem i gruszkami posypany prażonymi płatkami migdałów. Małmazja.

Zupa pomidorowo-paprykowa. Pomidory są pomidorami, papryka papryką, bazylia bazylią a grzanki grzankami. Zwłaszcza zimą jest to rozgrzewająca rozkosz.


Niestety nie spenetrowaliśmy dań mięsnych i rybnych. Trochę ceny odstraszają.


Acha - pizza też dobra. I kawa. I wino na kieliszki. :-)

W zasadzie można by na tym poprzestać, ale jednak trzeba kroplę dziegciu do tej beczki miodu wkropić.

Pierwsza sprawa to tiramisu. Obecności amaretto w herbatnikach nie stwierdzono. Na uwagę, menadżerka sali coś tam ściemniała w stylu, że się nie znamy.

Druga to raz, kiedy byliśmy tam na obiedzie i jakoś tak było słabiej. Wszystko jakieś takie byle jakie. Nigdy więcej nie stwierdziliśmy takiego spadku formy. Widać wypadek przy pracy, może jakiś konkretny kucharz.

Czepianie się, ale w lokalu tej klasy to już nie ma zmiłuj.

Bottom line - bywamy regularnie.

Jeszcze odnośnie cen - pójście do Mamma Mia na pełny obiad z deserem, kawą i winem do oporu skutkuje rachunkiem 200zł na 2 osoby. Boli.

Jednak zachowując pewną dyscyplinę można wpaść na zjawiskowy makaron za 20zł. A wodę kupić w Kefirku nieopodal.

1 komentarz:

  1. W MamaMia bywałam kilka razy, jadłam zarówno pizzę (pyszna) jak i równie dobry makaron z krewetkami.

    Jednak dla mnie najlepszą restauracją włoską w Krakowie jest i pozostaje Toskania: pizzy nie próbowałam, ale świetne świeże mule, grillowana dorada, gniocchi, deska serów, smaczne desery, dość krótka karta.
    Standard cenowy PizzaHut. Jak będziecie koło galerii kazimierz polecam zajrzeć! (pizzy niestety jeszcze tam nie próbowałam)

    OdpowiedzUsuń